Opustoszałe ruiny wypełnia cisza.
Zjednoczone mrocznymi klątwami istnienia,
Przenikają się subtelnie i niespiesznie.
W powietrzu unosi się zapach wolności.
Zaklęte w bezruchu, zdeformowane ciała,
Wrośnięte w zgliszcza szkielety,
Łączy wspólna świadomość,
Stojąca nad wszelkimi podziałami.
Dzień i noc jednocześnie trwające,
Uświetnia muzyka trębaczy,
Zdolnych tysiącem kościstych palców
Wydobyć nadludzkie tony.
Bez ustne twarze, naprzemiennie smagają –
Chłody zmarzniętej mgły i żaru piekielne podmuchy.
Pozawieszane na krzyżach milczące dusze,
Mijają wychudzone wilki i pełzające postacie.
Kolumna zakapturzonych Wysłanników,
Nuci hymn pojednania dla Wyroczni.
Wyczekiwane marzenia o wolności
Obserwują oblicza o pustych oczodołach.
Zespolone szaleńczym uściskiem ciała
Zatrzymał dotyk Śmierci.
Wyzwalając z ludzkiego potępienia i strachu.
Pozbawione krwi i ciepła… stały się wieczne…
a jeśli świat Beksińskiego jest tylko antytezą naszego świata? Jeśli on umiał zobaczyć czwarty nieznany i niedostępny dla nas wymiar. to jego obrazy mozna czytac jako przesłanie nadziei i szcześcia…
Wierzę w światy równolegle i jestem przekonana, że w jednym z nich bywał Zdzisław Beksiński. Malował to co miał szczęście spotkać gdzieś, gdzie istnieje inna rzeczywistość. Znał Miejsce, gdzie nie ma tyle bólu, kłamstwa i zawiści, w jakiej przyszło nam żyć… Miał szczęście tworzyć kadry, w których wielu jego entuzjastów ma swoje schronienie…
Uwielbiam malarstwo Beksińskiego, ale nie dlatego abym się utożsamiał z tematyką Jego malarstwa, ale dlatego, że jest ono dla mnie jako psychiatry fenomenalnym studium depresji, bólu i cierpienia, poczucia beznadziejności, bezsensu istnienia, lęku i strachu, braku wiary w przyszłość i zaiste chorej wyobraźni. To właśnie ta ohyda, ten nihilizm, poczucie bezsensu i bezradności wobec życia i czasu przykuwają uwagę i skłaniają do refleksji nad sensem życia. Jego obrazy unaoczniają to wszystko o czym inni boją się nawet myśleć. Wielokrotnie odwiedzałem muzeum w Sanoku gdzie mieści się stała ekspozycja Jego dzieł i wszystkim polecam – żadna reprodukcja nie oddaje tej trójwymiarowej magii Jego obrazów i rysunków ! Szkoda, że tak tragicznie zakończył życie, lecz jakieś straszne fatum ciążyło przez kilka pokoleń na jego rodzinie. Jakiś czas studiowałem z Jego synem Tomaszem w Rzeszowie, którego także dosięgło to fatum.
Sanok to magiczne miejsce. Ma Pan rację, że żadna prezentacja obrazów Mistrza nie zastąpi bezpośredniego spotkania z Jego malarstwem. Na każdy obraz można nieustannie patrzeć i dostrzegać nowe i nowe szczegóły, detale, niuanse – wpływające na przekaz. Osobiście nie postrzegam Ostatniej Rodziny jako specjalnie tragiczną. Mieli wielkie szczęście posiadać siebie i ogromną wrażliwość, którą dzielili się ze światem. Dzięki nim mamy okazję podziwiać dzieł Malarza, jak i wracać do niesamowitych audycji Tomka. Ja w Ich kreacjach odpoczywam i czuję się dużo lepiej niż w codziennej rzeczywistości.